rab bożyj rab bożyj
204
BLOG

Ne nezz hatra! Podstawy metody.

rab bożyj rab bożyj Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Motto: Czemu widzisz źdźbło w oku bilźniego swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz?

Jeździłem przez Węgry. Niedużo, ze trzy razy, ze cztery. Ale też zauważyłem tę dziwną prawidłowość: niebo było niebieskie. Trawa zielona, i nie dość tego, rosła dokładnie w stronę nieba. Dojrzewało zboże, kwitły dęby, w dolinę schodziły rzeki z gór. Ludzie uśmiechali się w odpowiedzi na uśmiech, złościli na szorskie traktowanie. Praca wzbogacała, odpoczynek przywracał siły, lekarz leczył, nauczyciel uczył, wódka dawała kaca, a chuligan w ryj.

Dlaczego nigdy nie przyszło mi do głowy się nad tym zastanawiać, a co dopiero mówić o tym publicznie? Tłumaczyć tubylcom, jak powinna ta trawa wyrastać, albo czego nie robić, żeby woda spływała do Dunaju bez przeszkód? Może dlatego, że nikt by mnie tam nie zrozumiał. A może dlatego, że nie słuchałem wtedy uważnie...

Wyprowadzili nas na środek bagna. Spleja gięła się pod butami i człowiek miał wrażenie, że co sekunda centymetr mniej dzieli go od dna, leżacego gdzieś, piętnaście, a może dwadzieścia metrów pod odchłanią czarnego błota. Tak rzadkiego, żeby nie utrzymać, i tak gęstego, żeby nie wyrzucać, jak woda, zanurzonego ciała.

Spleja gięła się, meszki pchały jak wściekłe do oczu i uszu, słońce przypiekało zza paskudnych, wróżących burzę chmur. A Szewczyk ględził: Podstawa naukowej obserwacji, proszę państwa, polega na umiejętności zdziwienia. Trzeba się dziwić temu żuczkowi, tej trawce, temu błotu. Nie ma tego, że coś jest oczywiste, normalne, że ktoś już wszystko poustalał. Trzeba jak ten Krecik z czeskiej bajki, pamiętacie Państwo, ledwie wychylił nosek z norki zaraz robił "Jooooj!...". Jak będziecie to państwo potrafili, nigdy i nigdzie, nawet na trawniku po rektoratem, nie zabraknie wam tematów, choćby na doktorat!

Dokoła pulsował, szumiał, brzęczał unikalny ekosystem torfowiska wysokiego, Szewczyk ględził, kożuch trawy giął się pod nogami, a mnie stawała przed oczami opowiadana przy ogniskach historia. Jak tego samego Szewczyka, z tego samego bagna, modląc się i klnąc na przemian, spocony jak koń Majewski wyciągał za resztki włosów. Za nami, o kilkadziesiąt metrów, zieleniły się brzózki na brzegu.

Ale po co oglądać się za siebie. Po co patrzeć pod nogi, tam, gdzie brudna woda zaczynała się już wlewać w nogawki gumowców. Lepiej wziąć przed nos źdźbło trawy, patrzyć na łażącego po nim żuczka i się dziwić. Że żuczek, tak jak wszystkie żuczki, ma akurat sześć nóżek. I że nas wszystkich na tym bagnisku szlag jeszcze nie trafł.

Obok mnie Bartek, nienaturalnie spokojny pogwizdywał w kółko tę samą, węgierską piosenkę:

 

PS. Sytuacje i korelacje są bez wyjątku zmyślone, nazwiska wyciągałem na oślep z kapelusza, piosenka jest ni przypiął ni wypiął, a poza tym nie ma tu nic o reakcjach na węgierskie wybory.

Torfowisko było niskie.

rab bożyj
O mnie rab bożyj

Niepiśmienny. Pochwytałem koncepta od księdza Bohomolca i tym baki świecę Large Visitor Globe Dobra, teraz Was widzę. Całą dwudziestkę :). Kierownik stołówki poleca: Dziewczyny bez zęba na przedzie. Podgaje; Polnische Wirtschaft. Wzorce osobowe na trudne czasy; Spelunka. Poziom przekazu, a skuteczność wobec targetu; Wojny owadów, wojny ludzi. I maja na Ziemiach odzyskanych; Analiza. Poliytkal fikszyn bliskiego zasięgu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości