rab bożyj rab bożyj
183
BLOG

Wallenrod. Historia jak odyniec, czyli będziesz mieć co chciałeś

rab bożyj rab bożyj Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Setnik najemnej roty strzeleckiej, Jożin z Bażin, oparł się na pistali i splunął w ciemność, za blanki. Wszystko go tu mierziło. I płaska jak stół okolica, przypominająca mu dawno nie widzianą, wytęsknioną małżonkę, i zimny, nasiąkniety wilgocią, solą i rybim smrodem wiatr z północy, i wreszcie wisząca nad fosami gęsta mgła, równie nieprzenikliwa jak najbliższa przyszłość setnika, oraz całej, zamkniętej w tym ceglanym labiryncie załogi.

Splunąłby pewnie jeszcze raz, ale po schodach zatętniły kroki, huknęły ciężkie odrzwia i do kordegardy wpadł z krzykiem porucznik samego hauptmanna, młody Pasza z Trocin. Język, którego używał był wprawdzie obcy, ale słowiański i setnik rozumiał każdy z wyszukanych zwrotów, którymi przybyły oficer budził jego ludzi. Cóż, porucznik na nic schamiał od czasu, gdy pokumał się z Racami, służącymi w rocie lekkokonnej. Jożin zgrzytnął zębami, poprawił pas i wkroczył.
 
- Co tam szukacie, panie poruczniku?
- Panie Bażinski, rozkaz hauptmanna. Oddział na nogi. O jutrzni wszyscy na stanowiskach, pod bronią, ochędożeni i ogoleni. Broń i pancerze wyczyścić, rucznice do przeglądu narychtować, huby zapalone trzymać.
Zdumiony Jożin zasalutował do krawędzi kapalina i skoczył po izbach, po drodze okrzykując dziesiętników. Kiedy wrócił, Paszy już nie było, więc jednym pędem wyleciał na schody. Dopadł zwierzchnika na dziedzińcu.
- Panie Pasza, no jak tam, dogadali się?
 
Trociński łypnął okiem, odsapnął i stanął z załomem baszty.
-Gdzie się z takimi dogada? Prosił ich hauptmann jak ludzi. No to przylazł z wieczora komtur, przywlekł ze sobą jakiegoś bakałarza, podobno strasznie uczony, mówią, że kiedyś za astrologa praktykował. Może z godzinę truł. Plótł coś o doktorze Husie, o rynkach, Anglii, kardynałach, o cesarzu u jakiejś Konstancji. Nawet o sraniu wspominał. Trzech nas słuchało, żaden nie powtórzy, tak nas skołował ten matematyk.
 
No to hauptmann nie zdzierżył i pysk na nich wywarł. Że za dobrze głupich udają. Jak wam, powiada, rynki, handle w głowie, trzeba się było na bankierów wykierować. Templariusze, powiada, jak sobie radzili? A w gorszych warunkach. Teraz papieży trzech, a cesarz gówno może. Świętojańscy, powiada, na morzu robią robotę, biedy nie cierpią, a każdy ich chwali. A jak jesteście ciury, powiada i uczciwej pracy dla was nie ma, trzeba się było nie wychylać i nie ćwierkać. A jak już musicie ćwierkać, to przynajmniej na jedną pogodę.
Co wam do tego, że chcieli truć Husa? Nie przyszłyby Sierotki na Żuławy, wsi, składów nie popaliły, mielibyście, dziady, z czego żołd zapłacić.

Na to z kolei komtur z mordą, że ich oszukuje. A hauptmann na to, ja jestem za żołnierza. Ja mam wiedzieć w którą stronę się obrócić, na którą chorągiew bić, której posiłek dawać. Własności mam ile na zadku, ziemi ile na ciżmach, bo mi taborscy kasztel i wsie popalili, kiedym się nie chciał wiary świętej wyrzec. Muszę, mówi miecz najmować i to takim doktrynerom, co sami sobie biedy narobili.
 
To każdy głupi co na odyńca idzie, wie, że może się bieda przydarzyć. Albo świnia nie z tej strony wypadnie, albo psy nie zatrzymają, albo zwierz luty z koniem obali, albo niedźwiedź podkład u siodła ukąsi, albo tur na rogach rzucać będzie, a trafi się pechowiec to go łosiów dwóch pobodzie, jeden będzie rogami bódł, drugi nogami deptał. To z jednym wieprzkiem, powiada, tyle niespodzianek, a co dopiero z ludźmi, których sto tysięcy, a u każdego głowa w swoją stronę się obraca? 

Wtedy się bakałarz obraził i odkazał że się nie zna na sztuce królewskiej i ludźmi rządzić nie umie. Na to hauptmann, że nie ten kiep, co nie rozumie, tylko ten co gadać nie umie zrozumiale. I że do prdeli mu sztuki i polityki, gdy ma pięćset chłopa pod bronią i klucze do furty. No i zaraz bakałarza w zad kopnął, komtura w łańcuch wsadził, dwóch nas po bramach rozesłał, a przybocznej setce kazał białych płócien szukać. O, chyba idą. Wywiesicie nad furtą, jeno rozednieje. 
 
Najemna setka strzelecka stała wyprężona na murach, szczerzyły się lufy hakownic, groźnie dymiły tlące się hubki zapałów. W pysznej purpurze wschodzącego słońca hełmy i kirysy świeciły jak psu jajca. Poniżej, po dylach zwodzonego mostu, spokojnym stępem, w sztandarach i pióropuszach wjeżdżała ciężka konnica. Jożin wsparty na dardzie stał zamyślony, drabowie za jego plecami sarkali.
-Wchodzą jak na paradzie, jeszcze jeno muzyki nie naszykowaliśmy na ono powitanie.
-Szukać muzykę, z dołu słyszą jak nam w brzuchach burczy.
 
Bramą, w półpancerzach, łebkach, długich butach, waliła szeregami zaciężna piechota Dunina.
Czescy najemnicy hauptmanna Czerwonki poddawali Polakom malborski zamek.
 
rab bożyj
O mnie rab bożyj

Niepiśmienny. Pochwytałem koncepta od księdza Bohomolca i tym baki świecę Large Visitor Globe Dobra, teraz Was widzę. Całą dwudziestkę :). Kierownik stołówki poleca: Dziewczyny bez zęba na przedzie. Podgaje; Polnische Wirtschaft. Wzorce osobowe na trudne czasy; Spelunka. Poziom przekazu, a skuteczność wobec targetu; Wojny owadów, wojny ludzi. I maja na Ziemiach odzyskanych; Analiza. Poliytkal fikszyn bliskiego zasięgu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości