rab bożyj rab bożyj
588
BLOG

Jak ujeździć trojańskiego konia. Islamscy bojownicy w Polsce.

rab bożyj rab bożyj Społeczeństwo Obserwuj notkę 18

Dawno, dawno temu było sobie państwo islamskie. Zajmowało tereny dogodne do życia, o dobrych ziemiach i wdzięcznym klimacie; matecznik dla niejednej starodawnej cywilizacji, ale mimo to żyło z wojny, grabieży i terroru. Z handlu porywanymi kobietami też. Dozbrajane i cichcem ochraniane przez jedną z największych ówczesnych potęg, tkwiło jak cierń w tyłku Europy, zawsze skłonne powrócić do najazdów i rozbojów, niemożliwe do okiełznania ani dyplomacją, ani pokusą profitów ze stabilnego, dalekosiężnego handlu.

 Sąsiedztwo tego nowotworu zmuszało wszystkich jego sąsiadów do trwania w zbrojnym pogotowiu, więc spośród islamskich bojowników, niosących niewiernym ogień i dżihad, daleko nie każdy wracał do domu. Z tych, którzy nie wracali, daleko nie każdy ginął.

I takim to sposobem Rzeczpospolita Obojga Narodów spotkała się z problemem fanatycznych, islamskich osiedleńców.

Rok za rokiem, w ręce hetmana wielkiego koronnego Jana Zamoyskiego trafiało parę setek tatarskich jeńców. Był to element ludzki znany z najgorszej strony, agresywny, ciemny, sfanatyzowany, odnoszący się do miejscowych z umotywowaną religijnie wyższością, a także z zasady pogardzający pracą zarobkową. 

Zdałoby się, że jedynym rozsądnym sposobem na zagospodarowanie takich zasobów ludzkich byłoby wyścinanie koronnych najezdników na miejscu pojmania. Ale hetman, kanclerz i trybun ludowy mas szlacheckich w jednej osobie, nie na darmo miał sławę człowieka, który czerwone złote potrafi wyciskać wprost z lasu, piachu i bagna. Kazał ordyńców dyzarmować i w chłopy obrócić,obsadzając nimi zapadłe wsie, wdzierające się w puszcze na obrzeżach Wyżyny Lubelskiej. Stara, dobra reedukacja przez pracę.

Nie było żadnych ośrodków i szkoleń z zakresu inkulturacji. Niefortunnego islamskiego imigranta przysyłano do wsi pojedyńczo, albo w małej grupie i wysadzano na placu jak stał, ewentualnie zaopatrując w miejsce na sen pod dachem stajni i proste narzędzia. Jeśli chciał jeść, musiał posiać i zebrać. Jeśli chciał mieszkać w domu, musiał go zbudować. Jeśli chciał zmienić ubranie, musiał na nie zarobić.

A jeżeli chciał dożyć spokojnej starości, we własnym domu, nie martwiąc się o strawę i odzież, musiał nakłonić jedną z tutejszych włościanek do małżeństwa. Monogamicznego, dozgonnego i zawartego w którymś z miejscowych kościołów. Bo żaden z tutejszych, nawet gdyby uruchomiono starą, kościelną procedurę małżeństwa z innowiercem, nie przyznałby się do wnucząt, których główek nie obmyła woda chrzcielna. 

Inne sposoby zdobycia damskiej przychylności nie wchodziły w grę. Za proste uwiedzenie, nie mówiąc już o usilstwie, można było dostać w czapę, nie tyle od małodobrego, co od zawstydzonych krewniaków wybranki (jak widać, w europejskim kręgu kulturowym nawet morderstwo honorowemiało bardziej cywilizowane oblicze), którym taki samosąd uszedły praktycznie na sucho.

Z podobnej przyczyny nie opłacało się rzucić miejsca zsyłki i zająć zbójowaniem. Lokalsi byli liczni, obyci z lasem, a urzędowa zwierzchność często musiała im zwracać uwagę, żeby przynajmniej na odpusty i jarmarki z nasiekami, z pałkami, z maczugami nie chadzali. No i najważniejsze: lokalsi bardzo, ale to bardzo nie lubili konkurencji. Chodzą słuchy, że Zamoyski osadzał w tych lasach niepewny element: uciekinierów wykoczowanych ze wsi nielubianego sąsiada, przybyszów znikąd, ludzi luźnych, czy wreszcie przestępców karanych sądownie.

Z tych i podobnych przyczyn nie dało się imigrantom zakorzenić na nowej drodze życia kultury islamu. Najbliżsi duchowni mieszkali - bagatela -  na Litwie, a nie wiadomo, czy chcieliby się przyznać do takich wspólplemieńców. Własnych środków starczało ledwie na przeżycie, a o godnym przeżyciu mógł myśleć tylko ten, co mocno się starał.

Zaś każdy muzułmański filantrop, który pośpieszyłby nieść uciśnionym współwyznawcom zakat ryzykował, że powróci do domu w samych gaciach. Albo resztę życia spędzi na przywracaniu sprawności ciągów drogowych między Roztoczem a Niziną Sandomierską.

 

Co ciekawe, zdobycie przychylności miejscowych nie okazało się dla fanatycznych, muzułmańskich bojowników ceną zbyt wysoką. Chociaż terenów tatarskiego osiedlenia niekiedy sięgały rajdy krymskich czambułów, na miejscu pozostało gros przymusowych przybyszów. Na tyle wielu, żeby pozostawić po sobie trwały ślad. 

I chociaż Tatarzy szybko wtopili się w chrześcijańską większość, w licznych, rozrodzonych chłopskich familiach, jeszcze w XIX wieku utrzymywała się tradycja ich pochodzenia, podkreślana detalem architektury, czy stroju. A po dzień dzisiejszy starzy ludzie wyliczają nazwy wiosek, które nie wyróżniają się niczym, oprócz pochodzenia ich mieszkańców.

 

I, jeśli wierzyć starym ludziom, o jednej z takich wsi słyszeliście wszyscy. Jej mieszkańcy, po tłumnie odbytych rekolekcjach, które prowadzili redemptoryści z Radia Maryja, zdecydowali w unijnym referendum wypowiedzieć się przeciwko wstąpieniu Polski do UE. Najwyższym w kraju stosunkiem głosów.

I kto dzisiaj, w trakcie sporu o przyjęcie islamskich imigrantów, których skład i liczbę narzuca nam Unia, powie, że ci z Godziszowa nie mieli racji?

rab bożyj
O mnie rab bożyj

Niepiśmienny. Pochwytałem koncepta od księdza Bohomolca i tym baki świecę Large Visitor Globe Dobra, teraz Was widzę. Całą dwudziestkę :). Kierownik stołówki poleca: Dziewczyny bez zęba na przedzie. Podgaje; Polnische Wirtschaft. Wzorce osobowe na trudne czasy; Spelunka. Poziom przekazu, a skuteczność wobec targetu; Wojny owadów, wojny ludzi. I maja na Ziemiach odzyskanych; Analiza. Poliytkal fikszyn bliskiego zasięgu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo